piątek, 15 czerwca 2018

Labirynt — Pierwszy rozdział

Beta: Sovbedlly

     Nadeszła jesień. Liście zmieniły kolor, sprawiając, że świat nabrał ciepłych barw. Jak przystało na tę porę roku, zaczęły się ulewne deszcze. W Londynie to nic niezwykłego. Ludzie chodzili ubrani w płaszcze przeciwdeszczowe, w rękach nosili parasole. Ci, którzy nie spodziewali się takiej pogody, byli zupełnie mokrzy.
      Hermiona Granger przemierzała ulice Londynu. Pogoda w ogóle nie sprzyjała. Szła pod wiatr, więc deszcz padał prosto na jej twarz. W tamtym momencie żałowała, że nie miała okularów tak jak Harry. Musiała także omijać kałuże, co nie było proste. Nie pomyślała, iż będzie aż taka ulewa, więc założyła adidasy. Gdyby wdepnęła w wodę, już po jej suchych butach. Przeklinała w myślach swoją naiwność, że akurat tego dnia miało świecić słońce. 
      Spieszyła się do domu. Umówiła się z Ginny na spotkanie dotyczące dostania się jej do Harpii z Holyhead. Przyjaciółka Hermiony była wyraźnie podekscytowana tym wielkim w jej życiu wydarzeniem. Nie dziwiła jej się, Ginny zawsze miała smykałkę do gry w Quidditcha. Lubiła to, sprawiało jej wielką radochę. 
      Zręcznie omijała chlapę, jeszcze w żadną nie wdepnęła. Aż tu nagle na kogoś wpadła. W efekcie wpadła prosto w kałużę. Miała mokrą prawą stronę kurtki, spodnie oraz przemoczone buty.
      — O nie — jęknęła i powoli wstała. Dopiero po chwili zauważyła, że jej torebka leżała w wodzie, a do tego jej zawartość się wysypała. Pewnie w pośpiechu jej nie zapięła. — Pięknie. 
      Miała ochotę użyć czarów, ale znajdowała się w mugolskiej części Londynu i nie miało to w żadnym wypadku racji bytu. Pewnie ludzie by to zauważyli, pomimo tego, że wcale nie zwracali na nią uwagi.
      Szybko zebrała wszystkie rzeczy i wrzuciła je do torby. Nie trudziła się nawet, żeby to jakoś starannie ułożyć, bo i tak wszystko było mokre i brudne. Miała nadzieję, iż nie wszystkie rzeczy ucierpiały w zderzeniu z ziemią.
      Dopiero po chwili zauważyła, z kim się zderzyła.
      — Na Merlina, Harry! — Rzuciła się na szyję przyjacielowi.
      On niezdarnie ją uścisnął, po czym odrzekł:
      — Hermiono, mogłabyś mnie puścić, bo…
      Od razu skapnęła się, o co rozchodziło się Harry’emu — nie chciał być mokry, jednak wcześniej nawet o tym nie pomyślała. Po prostu ogarnęła ją euforia z powodu widoku przyjaciela. Nie widziała go od zakończenia Hogwartu, kiedy przyszedł pożegnać się z nią, Ginny i jeszcze innymi. Z Ronem udali się na jakieś szkolenie Aurorów. Dwa lata jednak zrobiły swoje. Tęskniła za Harrym i Ronem. 
      — Przepraszam, Harry, ale dawno się nie widzieliśmy i jakoś o tym nie pomyślałam. 
      — Nic się nie stało — odrzekł Harry. — Masz może chwilkę, żeby porozmawiać?
      — Możemy iść do mojego mieszkania. To niedaleko — dodała, po czym z powrotem rozłożyła parasolkę. 
      — Chodźmy.
      I tak szli ramię w ramię przez niecałe dwie minuty. Mimo to nieźle zmokli. W Londynie tego dnia była wyjątkowo brzydka pogoda, a na dodatek przejeżdżający samochód ochlapał Harry’ego. Jeśli nie złapie ich przeziębienie to prawdziwy cud.
      W końcu doszli do Darmouth Road 13. Hermiona przez chwilę szukała kluczy, aż znalazła je na dnie torebki. 
      Weszli do środka. Na pierwszy rzut oka widać było, że to mieszkanie panny Granger. Zostało urządzone typowo w jej stylu. Dominowały pastelowe odcienie pomarańczowego, żółtego oraz zielonego. Mieszkanie prezentowało się bardzo przytulnie. Hermiona postawiła na meble z jasnego drewna oraz skórzane fotele i kanapę. 
      — Rozgość się — powiedziała do Harry’ego, sama udając się do swojego pokoju, by zmienić ubrania.
      Szybko zrzuciła mokre ciuchy i ubrała suche. Od razu zrobiło jej się cieplej. Następnie udała się do kuchni w celu zrobienia herbaty. Szybko ją przygotowała i wróciła do Harry’ego. Jak widać wysuszył i wyczyścił swoje ubrania za pomocą czarów. Postawiła na stoliku dwa kubki parującego napoju i sama usiadła obok przyjaciela.
      — Dziękuję. — Harry uśmiechnął się serdecznie. — Ale zaraz będę się zbierać. Miałem tylko ci dostarczyć list, ale wypiję też herbatę.
      — Naprawdę? — Uniosła brwi. 
      — Tak, muszę wracać do Ministerstwa — mówił, szukając w kieszeniach kurtki list, który po chwili podał Hermionie.
      Spojrzała tylko przelotnie na adresata listu. Okazało się, że to profesor McGonagall. Mocno ją to zaskoczyło. Nie spodziewała się listu od dyrektorki Hogwartu, na pewno nie teraz. A co jeszcze bardziej ja zdziwiło — nie wysłała tego sową, tylko podała Harry’emu. Postanowiła, że przeczyta go, kiedy będzie sama. Teraz chciała porozmawiać z Harrym. Tak naprawdę wymienili tylko kilka zdań. Niestety, udało im się wymienić tylko kilka zdań na przeróżne tematy. Hermiona opowiedziała trochę o swoim dotychczasowym życiu — postanowiła wieść mugolskie życie i tylko w razie konieczności posługiwać się magią. Za to Harry przez ostatnie dwa lata nie mógł narzekać na brak wrażeń — przez pierwszy rok odbywać szkolenie na Aurora, a podczas drugiego ścigał niedobitki Śmierciożerców.
      W końcu pożegnał się z Hermioną i wyszedł. Było jej trochę przykro, że po jego tak długiej nieobecności prawie w ogóle nie porozmawiali, jednak rozumiała go. Bardzo zaangażował się w karierę aurora.
      Hermiona nie wiedziała, co robić. Na dziś skończyła pracę i miała wolne przez cały weekend. Po chwili stwierdziła, iż popołudnie spędzi na sprzątaniu mieszkania. I wtedy rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.
      Przez spotkanie z Harrym kompletnie zapomniała, że Ginny ma ją odwiedzić, toteż nici z jej sprzątania. Migiem pobiegła do drzwi i otworzyła je przyjaciółce.
      — Cześć, Ginny. — Przytuliła ją na powitanie. 
      Ta oddała uścisk.
       — Hej, hej — mówiła, ściągając kurtkę. — Straszna pogoda! — stwierdziła z niesmakiem. Nienawidziła takiej pogody. Uwielbiała słońce i ciepło, wtedy mogła ćwiczyć grę w Quidditcha, a warunki takie, jak w tej chwili za oknem ani odrobinę nie sprzyjały treningom.
      Już po chwili dziewczyny rozsiadły się kanapie i zajęły rozmową. Hermiona przygotowała Ginny kawę, sama już nie miała na nią ochoty.
      — Opowiadaj. — Odwróciła się w stronę Hermiony. 
      — Co mam opowiadać? — Wzruszyła ramionami była Gryfonka. — Nic specjalnego w moim życiu się nie dzieje. 
      — Na pewno nie? — pytała już trochę ciekawsko Ginny. — A jak z Ronem? Widziałaś się z nim?
      — A więc o to ci chodzi. Trzeba było mówić od razu, a nie żebym się domyślała. — Na te słowa Ginny się zaśmiała. 
      — A niby jesteś mądra…  — Za te słowa panna Weasley dostała kuksańca w bok od Hermiony. — I jak?
      — Nie widziałam się z Ronem od dwóch lat. — Westchnęła. — Dzisiaj widziałam tylko Harry’ego, bo miał mi podać jakiś list i wracać do Ministerstwa. Nie mam żadnych wieści od Rona. Nawet żadnego listu.  Nie wiem, o co chodzi, ale nie mam zamiaru się pierwsza do niego odzywać. — Założyła ręce na piersi. — Pewnie się do mnie zwróci, jak będzie czegoś potrzebować.
      Ginny uważnie słuchała Hermiony. Była święcie przekonana, iż jej brat w jakiś sposób kontaktował się z przyjaciółką, gdy tymczasem nie dawał żadnego znaku życia. Obiecała sobie, że porozmawia z nim, kiedy wróci do domu. Będzie musiał jej się gęsto tłumaczyć. 
      — Wydaje mi się, że nasz związek to była jedna wielka pomyłka.
      — Nie mnie to oceniać. — Ginny wygodniej rozsiadła się na kanapie. — To jest wasza sprawa.
      Później rozmawiały o wszystkim i o niczym. Hermiona trochę poopowiadała o sytuacjach w kawiarni, gdzie pracowała. Na przykład dzisiejszego dnia miała bardzo dużo klientów i po skończonej zmianie była strasznie zmęczona. Ktoś mógłby powiedzieć, że praca kelnerki nie jest trudna, ale to nieprawda. Hermiona musiała się nieźle natrudzić, by wszystko było w porządku. Jak to mówią, ludzie są różni — panna Granger przekonała się o tym nieraz. Nieraz do kawiarni przychodzą miłe i sympatyczne osoby, jednak od czasu do czasu przyjdzie jakiś gbur i wymyśla pracownikom, nie tylko Hermionie, jak to jest źle. Ale dziewczyna się tym nie przejmuje, po prostu robi swoje. 
      Czasami myślała o tym, żeby porzucić tę pracę, bo niejednokrotnie dostawała ofertę z Ministerstwa Magii na dosyć dobrym stanowisku, ale ona uparcie odmawiała. Chciała na swój sposób trochę odciąć się od świata magii i udawało jej się to. Oczywiście czasem zdarzało jej się użyć zaklęć, jednakowoż w większości radziła sobie mugolskimi metodami.
      — Nie rozumiem — powiedziała Ginny, patrząc na przyjaciółkę. 
      — Czego nie rozumiesz? — Hermiona uniosła brwi. 
      — Jak możesz tak funkcjonować. — Zamaszyście uniosła ręce. — Przecież przez tyle lat chodziłaś do Hogwartu. Byłaś najlepszą uczennicą i w ogóle. Nie tęskno ci za tym?
      Hermiona lekko się zamyśliła. Oczywiście, było jej za tym tęskno, ale jakoś sobie z tym radziła. W końcu do jedenastego roku życia nie miała pojęcia o magii i nie miała wtedy problemów z normalnym funkcjonowaniem. 
      — Trochę. — Wzruszyła ramionami. — Nie jest źle. Jakoś sobie z tym radzę.
      — Podziwiam cię za to — powiedziała z uznaniem panna Weasley.
      — Właśnie, zapomniałyśmy o najważniejszym. — Klepnęła się w czoło Hermiona. — Dostałaś się do Harpii z Holyhead. Teraz ty opowiadaj.
      Ginny kompletnie wypadło to z głowy, chociaż przez całe przedpołudnie chodziła rozentuzjazmowana tym, że trafiła do zawodowej drużyny Quidditcha. W głowie układała sobie plan, jak to wszystko po kolei opowiedzieć, bo w domu opowiadała o wszystkim bez ładu i składu. 
      — Rzeczywiście. Dostałam się do Harpii z Holyhead.
      — To już wiem. — Hermiona spojrzała wymownie na Ginny. — A jakieś szczegóły?
      — No tak, jasne. — Pokiwała energicznie głową. — Było bardzo dużo osób na moje miejsce, czyli na ścigającą. Sprawdzali, jakie są nasze umiejętności. W sensie jak idzie nam latanie na miotle, czy potrafimy trafić w obręcze. O, mieliśmy jeszcze pokazać jakieś zwody. Generalnie całe eliminacje do drużyny trwały gdzieś pięć godzin, bo musieli sprawdzić gdzieś koło pięćdziesięciu osób. Ja byłam mniej więcej przy końcu. Wołali nazwiskami, więc sama rozumiesz — mówiła wszystko bardo szybko. Wzięła łyk kawy i kontynuowała: — Na Merlina, jak ja się stresowałam! Na koniec jeszcze były krótkie mecze jeden na jednego. Na szczęście wygrałam wszystkie pięć i przyjęli mnie. I to chyba tyle.
      Hermiona słuchała uważnie, jednak nie była tak podekscytowana jak Ginny. Owszem, cieszyła się szczęściem przyjaciółki, jednak nigdy ona i Quidditch nie nadawali na jednych falach. Po prostu tego nie lubiła. Na miotle latać umiała, jednakowoż nie uważała tego za jakoś bardzo przydatną umiejętność. Hermiona wolała raczej oglądać mecze niż w nich uczestniczyć. 
      — Gratuluję, Ginny. — Zaśmiała się. — To kiedy masz jakieś treningi?
      — Pięć razy w tygodniu. — Westchnęła. 
      — Ile? — Hermiona myślała, że się przesłyszała, więc wolała jeszcze raz zapytać.
      — Pięć.
      Hermiona w życiu nie dałaby rady na tyle treningów. Poddawała się już na pierwszym roku, gdy uczyli się latać na miotłach, a wtedy nie mieli tyle treningów i na pewno nie takich ciężkich. 
      Ginny natomiast szczerze się z tego cieszyła. Uwielbiała Quidditcha i nie wyobrażała sobie bez niego życia. Już gdy była mała, chciała grać z braćmi, aż w końcu oni nauczyli jej latania na miotle, a później zasad tej gry. Wiedziała, że nie będzie łatwo na treningach, lecz zdawała sobie także sprawę z tego, iż to polepszy jej umiejętności. 
      — Jesteś pewna, że dasz radę? — zapytała Hermiona, spoglądając na przyjaciółkę.
      — Raczej tak. — Wzruszyła ramionami. — Teraz już się nie poddam.
      Później rozmawiały o, potocznie mówiąc, pierdołach. Wymieniały się różnymi informacjami, Ginny opowiadała Hermionie, co słychać w świecie magii, natomiast szatynka mówiła, jakie ma teraz obowiązki: musi pracować, dbać o mieszkanie, pomimo, że jest małe. Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze rachunki, a połowa jej wypłaty idzie na opłacanie wszystkiego. Na szczęście w pracy dostaje napiwki i często uzbiera z tego jeszcze co najmniej sto funtów. Jej praca ma także swoje plusy.
      Po około dwóch godzinach Ginny stwierdziła, że będzie się zbierać, ponieważ jutro ma trening i chce być wypoczęta. W końcu to jej pierwszy dzień w nowej drużynie, więc nie chciała jej zawieść już na początku. 
      Dziewczyny się pożegnały, gdy była już ósma. Hermiona nie miała już siły na sprzątanie, które sobie zaplanowała, dlatego w końcu wzięła różdżkę i uprzątnęła wszystko za pomocą magii. Sama chciała się trochę odprężyć, więc stwierdziła, że weźmie sobie gorący prysznic. Wyszła spod niego po około dwudziestu minutach, a następnie udała się do swojego pokoju. 
      Na łóżku czekał na nią Krzywołap. Wzięła jakąś książkę i położyła się obok kota. Bardzo lubiła swojego zwierzaka, towarzyszył jej od trzeciego roku w Hogwarcie. 
      Zaczytała się w książce. Uwielbiała czytać, a oddalanie się w odległe światy i problemy sprawiało jej swego rodzaju przyjemność. Tego wieczora postawiła na „Tajemniczy ogród”. Czytała tę książkę dość dawno, jeszcze zanim poszła do Hogwartu. Egzemplarz, który trzymała w dłoniach, miał dla niej szczególne znaczenie, ponieważ dostała go od swojej babci. Niestety, zmarła, gdy Hermiona miała dziesięć lat. „Tajemniczy ogród” przypomina jej zawsze o babci, o szczęśliwych chwilach spędzonych w jej obecności.
      Czytała około godziny. Nagle przypomniało jej się, że zostawiła list w salonie. Szybko się poderwała z łóżka i poszła po niego. Gdy zerwała z siebie kołdrę, wystraszyła Krzywołapa, który w efekcie uciekł pod szafę.
      Z tego, co pamiętała, zostawiła go na szafce w salonie i nie myliła się. Spojrzała jeszcze raz na adresata i było tam wypisane starannym pismem Minerva McGonagall. Otworzyła go ostrożnie tak, by nie potargać listu.

    Droga panno Granger,
     piszę do pani z prośbą o spotkanie w Hogwarcie w moim gabinecie. Hasło brzmi: feniks.
    Spotkanie dotyczy zmieniacza czasu. Wiem, że miała pani do czynienia z jednym z nich i wierzę, że da sobie pani radę z zadaniem, o które panią poproszę. Oczywiście, jeśli się pani zgodzi.
Z poważaniem
Minerva McGonagall

      Hermiona musiała przeczytać list dwukrotnie, by doszedł do niej sens słów napisanych w liście. Wiedziała, że tej nocy nie będzie spać spokojnie. Za bardzo dręczyło ją, w jakiej sprawie wzywa ją profesor McGonagall. Owszem, kiedyś dostała zmieniacz czasu, ale posiadała go tylko niecały rok i to w drobnych sprawach. 
      Wiedziała tylko, iż sprawa musi być poważna, jeśli profesor McGonagall prosi ją o pomoc, a list został przekazany nie przez sowę, ale przez Harry’ego.

1 komentarz:

  1. Witaj!
    Twoje zgłoszenie zostało przyjęte, a reklama bloga trafiła do wybranej kategorii.
    Od dziś możesz korzystać z pełnej oferty Katalogowo także na rzecz bloga „You can make anything by writing”.
    Reklamy znajdziesz na podstronach: Katalogowe Kategorie i Katalogowe Tagi.
    Nie będę Cię zanudzać, bo wiem, że szczegóły są Ci już dobrze znane. :)
    Przypomnę tylko, że informacje na temat oferty Katalogowo znajdziesz w zakładce „Nasza oferta”, a ewentualne zmiany w treści reklamy, pytania, uaktualnienia prosimy zostawiać w zakładce „Poprawki, pytania, sugestie”.
    Z wielką radością rozwiejemy również wszelkie wątpliwości, gdyby takowe się pojawiły. :)
    Pozdrawiamy serdecznie i życzymy weny
    załoga Katalogowo

    PS. Zrobiłaś naprawdę świetny button reklamowy! Dziękuję, to bardzo ułatwiło mi pracę. :)

    OdpowiedzUsuń

Template by Elmo